Szlak rowerowy "Po kolei" łączący Szczytno z Biskupcem od chwili powstania nęcił i zachęcał do wyprawy.

Jednak jak to zwykle bywa, a to pogoda nie taka, a to brak towarzystwa. Cóż postanowiłam trasę pokonać sama i konkretny dzień wyznaczyłam na wyprawę. U mnie zasada tymczasem niezmienna i co zaplanowane, to wykonane. Ruszyłam o 7 rano i 44 km pokonałam bez problemu. O poranku na wijącej się wśród lasów, łąk i pól asfaltowej wstędze nie było nikogo. W okolicach Ochódna napotkałam samotnego, młodego człowieka, a mijając go pozdrowiłam i powiedziałam: "tymczasem Pana mijam, a jak będzie dalej nie wiem", odpowiedział pozdrowieniem i dodał: "Będzie dobrze". Poranek był bardzo rześki, a widoki zapierały dech w piersiach. Wszechobecna nawłoć od razu zaśpiewała w mojej duszy, że "mimozami jesień się zaczyna". W okolicach Dźwierzut znów spotkałam młodego rowerzystę, którego prosząc o fotkę zapytałam o imię i o to dokąd jedzie. Ze śmiechem wykonał mi kilka fotek, powiedział, że ma na imię Janek i jedzie z Jerutek, bo tam odpoczywa i planuje tak jak ja dojechać do Biskupca. Ruszyłam, po chwili mnie dogonił i wyprzedził. Postanowiłam "siąść mu na koło" i faktycznie przez kilka kilometrów trzymałam niezłe tempo. Niczym "Mazurska strzała" mknęłam z szybkością 30 km/h. Jednak stwierdziłam, że nie biorę udziału w wyścigach i odpuściłam. Ponownie spotkaliśmy się na słonecznikowym polu – fotografował słoneczniki, ja postanowiłam zrobić to w drodze powrotnej. Ale gdy dostrzegłam żurawie, zahamowałam. Wiadomo ptaki wzbiły się w górę i charakterystycznym klangorem tylko pozdrowiły. Tak mi się fajnie jechało, że nim się spostrzegłam a dotarłam do wieży widokowej. Niezwykła budowla zapraszała na ostatnie piętro, by podziwiać panoramę okolicy. Bajka, po prostu cud natury i to z góry. Gdy zeszłam na dół nadjechał mój przygodny rowerzysta Janek. Wykonał mi kolejną, pamiątkową fotkę z wieżą widokową w tle. Gdy wspiął na wieżę ja mu fotkę pstryknęłam i dalej rowerem pomknęłam. W Biskupcu byłam o 10-tej. Tam w cukierni Szabelskiego przysiadłam. Lody, kawę, jagodziankę z przyjemnością zjadłam. Potem pospacerowałam po pięknym miasteczku. Do Szczytna wróciłam chwilę po 15-tej. Nie ukrywam, że powrót był upalny, ale wypad do Biskupca bardzo fajny. Pomysłodawcom trasy rowerowej gratuluję i trasę Szczytno-Biskupiec rekomenduję. Moje koła 88 km pokonały i z rowery świat był wspaniały.

Grażyna Saj-Klocek

Upalnie, ale fajnie