...filmy, bilety i karnety, to wspomnienia związane z pełnymi emocji spotkaniami z obrazem na magicznym, dużym ekranie. Najpierw były dziecięce wyprawy do kina „Jurand” na „Poranki”, podczas których w każdą niedzielę o godzinie 12.00 wyświetlano nam bajki.

Kino...
Budynek nieistniejącego już kina „Jurand”. Na zdjęciu obok fragmenty mozaiki i rzeźb zdobiących jego front, obecnie znajdujące się w wieży ratuszowej

Sala pękała w szwach, a śmiech radości towarzyszył bohaterom kreskówek. Niezapomniane wyczyny „Bolka i Lolka” czy „Reksia” wręcz magnetyzowały, a „Zaczarowany ołówek” po prostu czarował i przysięgam, że nie tylko ja podczas oglądania otwierałam z wrażenia buzię. Wyprawy do kina wpisały się w życiorys mojego pokolenia, były pożądane, oczekiwane i modne. Jednak w pewnym momencie, by dostać się na wymarzony film trzeba było stać w długiej kolejce, a tuż przed samym okienkiem panował ścisk i tłok. Pamiętam, że stojąc po bilet na film „Robinson Crusoe” zostałam tak przyduszona, że prawie utraciłam przytomność. Była to walka o przetrwanie i przetrwałam, bo bilet zdobyłam.

Jako nastolatka pod kinem umawiałam się na randki, a zasada była taka, że kto pierwszy przyszedł, ten zajmował kolejkę. Takie stanie we dwoje było fantastyczne, bo ścisk sprzyjał przytulankom, miłym dotykom, a jak już się dostało miejsce w ostatnim rzędzie, to nawet można się było nie tylko cały czas trzymać za ręce, ale i... całować. Jako kolekcjonerka pamiątek posiadam dwa unikatowe bilety wstępu do kina, jeden z 1977 r. na film „Wielka podróż Bolka i Lolka”.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.