Za mną druga Ekstremalna Droga Krzyżowa, na którą wraz z liczną rzeszą pątników wyruszyłam po mszy świętej w dniu 5 kwietnia 2019 r. spod Kościoła Wniebowzięcia N.M.P. w Szczytnie .

Ubiegłoroczne przeżycia, których doświadczyłam pokonując Niebieską Misyjną trasę sprawiły, że postanowiłam znów zmierzyć się w wyzwaniem. Wówczas w trudzie, bólu, cierpieniu, ale i wielkim duchowym uniesieniu przekonałam się, że choć żyję normalnie, to warto żyć ekstremalnie. Nie tylko ja, ale inni też odnajdują sens i potrzebę przejścia Drogi Krzyżowej, „gdy Jezus na śmierć skazany bierze krzyż na swoje ramiona". My też dostajemy symboliczne krzyże, mapy i opisy trasy, książeczki z rozważaniami, opaski odblaskowe. Ruszamy w ciszy, skupieniu, każdy ze swoimi intencjami i nadzieją, że pokona trasę: Szczytno – Kamionek – Szczycionek – Piece – Jęcznik – Sasek – Łysa Góra – Budy – Dżwierzuty – Olszewki – Stankowo – Trelkowo – Romany – Lipowa Góra Wschodnia – Szczytno. Jest nas na prawdę dużo, więcej niż w ubiegłym roku. Rozpinam kurtkę, bowiem wiosenne ciepełko zagościło w moim sercu. Czuję radość widząc imponującą rzeszę wiernych. Dominuje młodzież i to jest piękne, dostrzegam kilku znajomych: koleżankę z pracy oraz jej zięcia; koleżankę z dzieciństwa Ulę, którą pytam: „Idziesz nas odprowadzić? Mogę zrobić Ci fotkę?". Urszula pozując do zdjęcia z uśmiechem i dumą oświadcza: „Ja też idę". Idą inni znajomi, a obok mnie wędruje kolejna koleżanka Ania i to spotkanie jest dla nas zbawienne – idziemy razem. Wprawdzie nie umawiamy się na wspólne pokonywanie trasy, ale tak się składa, że jesteśmy obok. Nie rozmawiamy, każda z nas odmawia modlitwę, słucha swoich myśli, medytuje. W Piecach Ania staje się moim światłem, gdyż zapala czołówkę, staje się też moim lektorem, gdyż czyta rozważania. Wychodzimy na szosę Szczytno-Olsztyn i mamy do pokonania ponad półtora kilometra. Idziemy gęsiego ponieważ jest to dość ruchliwy odcinek DK nr 53, samochody mkną szybko i oślepiają, gdyż kierowcy są zaskoczeni widokiem ludzi. Maszeruję skrajem szosy, chcę jak najszybciej pokonać niebezpieczny odcinek, nagle źle stawiam stopę i czuję ból oraz silny napór na kostkę. Na szczęście udaje mi się zeskoczyć na pobocze, a wysoka cholewka buta ratuje kostkę przed skręceniem. Idę wolniej, trochę boli, ale wiem, że to nic poważnego. Gdy skręcamy na Elganowo wyciągam różaniec i odmawiam. Każdą zdrowaśkę poświęcam konkretnej osobie, modlę się za rodzinę, krewnych, znajomych. Noc jest piękna, a niebo pełne gwiazd i na prawdę po raz kolejny przemawiam: „Boże choć Cię nie widzę, to czuję i nade wszystko miłuję". Niesie mnie wiara, miłość, nadzieja, dobroć, serdeczność, życzliwość. Serdeczności doświadczamy w Dźwierzutach, ponieważ przy Kościele Przenajświętszej Trójcy możemy w gościnnych pomieszczeniach zregenerować siły. Tam życzliwi ludzie częstują nas kawą, herbatą i przepysznymi domowymi wypiekami. Można umyć ręce, skorzystać z toalety. Wszystko wspaniale zorganizowane i przygotowane. Odpoczywamy i po około 15 minutach robimy miejsce innym. Przed nami najtrudniejszy etap trasy – wędrówka nieczynnym nasypem kolejowym. Kilka razy potykam się o kamienie, boleśnie urażając w palce. Boli, wiem, że miało boleć więc z pokorą znoszę ciernie Chrystusowej korony. Modlę się, podnoszę głowę a majestat nieba rozświetla niezliczona plejada gwiazd. Czuję chłód wyciągam czapkę i zakładam rękawiczki. Ten odcinek Drogi Krzyżowej jest ekstremalny i bolesny, prawdziwie Duchowo-Cierniowa Droga Krzyżowa. Rozmyślając nad faktem czymże jest moje cierpienie w porównaniu z cierpieniem ukrzyżowanego Jezusa docieram do Olszewki. Obok mnie światełko Ani - mojego Anioła Stróża, za mną światełka, przede mną płomień ogniska. Kolejni życzliwi ludzie z poczęstunkiem czekają na pątników, a na środku drogi prześliczna dziewczynka ubrana w strażacki strój z wielką emocją zaprasza na poczęstunek. Tak dziesięcioletnia Zosia pełni honorową straż. Napotykamy kolejne dobro i życzliwość. Częstujemy się ciepłymi napojami oraz pysznościami. Dziękujemy dobrym słowem i modlitwą. Taka ludzka życzliwość, ich obecność i poświęcenie uświadamiają, że właśnie warto żyć i zrobić coś ekstremalnego, by dostać coś normalnego. Nie liczyłam ile razy się potknęłam, nie liczyłam ile razy mnie zabolało, ale cierpienia doznałam i trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej po raz drugi pokonałam. Wielkie podziękowania należą się organizatorom za jej wspaniałe oznakowanie i wytyczenie oraz za wspólne cierpienie i duchowe uniesienie.

Grażyna Saj-Klocek

II DUCHOWO-CIERNIOWA DROGA KRZYŻOWA