Konrad Bukowiecki nie powtórzył swojego wyczynu sprzed roku, gdy w Belgradzie wywalczył tytuł halowego mistrza Europy w pchnięciu kulą. W HMŚ w Birmingham udało mu się jedynie wejść do finału i zająć w nim ósme miejsce.

W Birmingham bez fajerwerków
Konrad Bukowiecki z pewnością liczył w Birmingham na więcej

Za byłym zawodnikiem Gwardii Szczytno ciągnie się kontuzja prawej dłoni i lekarz odradzał nawet udział w mistrzostwach. Konrad Bukowiecki nie posłuchał. Stać go jednak było tylko na wejście do finału i zajęcie w nim ósmego miejsca. W Birmingham nie błysnął również spisujący się bardzo dobrze w tym roku Michał Haratyk – uzyskał 10. wynik (20,69) i znalazł się poza finałem. Bukowiecki rozpoczął od 18,35 – najsłabszego rezultatu spośród wszystkich zmierzonych prób na mistrzostwach. W drugim podejściu miał już bardzo przyzwoity wynik 20,99, który dał mu przepustkę do finału. Nasz zawodnik trafił jednak na wyjątkowo dobrą dyspozycję rywali – pozostała siódemka przekroczyła granicę 21 m. Bukowiecki dwie finałowe próby spalił, a szóste podejście – zgodnie z regulaminem – miała tylko najlepsza czwórka. Bezkonkurencyjny okazał się Tomas Walsh z Nowej Zelandii (22,31). W zasięgu możliwości szczytnianina byli dobrze mu znani rywale, z którymi niejednokrotnie wygrywał: David Storl z Niemiec i Czech Tomasz Stanek. Zajęli oni kolejne miejsca na podium z wynikami po 21,44 m.

- Jestem rozczarowany, bo po raz kolejny kończę mistrzostwa świata na ósmym miejscu – powiedział po swoim występie Konrad Bukowiecki. - To, że nas nie było na tych medalowych pozycjach, to tylko nasza wina. Skoro ja potrafiłem pchnąć 22 m z tą kontuzją (podczas Copernicus Cup w lutym – przyp. red.), to nie mogę na nią całej winy zrzucać.

(gp)