O tym, jak brzemienna w skutki może być sprzedaż w prywatne ręce budynku razem z najemcami przekonali się boleśnie mieszkańcy domu przy ulicy Olsztyńskiej w Pasymiu. Nowy właściciel pozbawił ich prądu i ogrzewania. Tymczasem władze gminne bezradnie rozkładają ręce i nie są w stanie zapewnić lokatorom mieszkań zastępczych.

Sprzedani i opuszczeni

Z RĘKI DO RĘKI

Budynek przy ulicy Olsztyńskiej stanowi charakterystyczny element panoramy Pasymia. Stoi naprzeciwko dworca PKP, tuż przy trasie Szczytno-Olsztyn. Gołym okiem widać, że znajduje się w kiepskim stanie technicznym: zerwane schody, zniszczona, pomalowana przed laty żółtą farbą elewacja oraz przylegający do głównej bryły zrujnowany magazyn GS-u składają się na dość przykry widok. Dawniej właścicielem obiektu była GS. Później budynek przeszedł na własność gminy Pasym. Kłopoty Aliny i Czesława Ladzińskich oraz ich sąsiada Zdzisława Rochniaka zaczęły się w 1997 roku, kiedy to lokalne władze postanowiły go sprzedać. Ówczesny zarząd gminy większością głosów podjął decyzję o ogłoszeniu przetargu. W jego wyniku cały dom, wraz z dotychczasowymi najemcami kupił mieszkaniec Ostrołęki. Nowy właściciel, poza tym, że w budynku nie przeprowadzał żadnych prac remontowych, nie dawał się sąsiadom we znaki. Jak twierdzi Alina Ladzińska, jego obecność była prawie niezauważalna.

- Remonty robiliśmy sami, a on się nie wtrącał - relacjonuje.

Taki stan rzeczy utrzymywał się przez siedem lat. Jednak w grudniu 2003 roku dotychczasowy właściciel przekazał własność skoligaconemu z nim Józefowi K. Od tamtej pory życie Ladzińskich i Rochniaka zmieniło się w pasmo udręk.

WŁAŚCICIEL-NISZCZYCIEL

Z relacji Aliny Ladzińskiej wynika, że Józef K. nie tylko nie kwapił się do remontów sfatygowanego obiektu, zwłaszcza do jego wspólnych części (do czego jako właściciel jest prawnie zobowiązany), ale robił wszystko, żeby maksymalnie uprzykrzyć życie swoim lokatorom. W przeszłości kilkakrotnie, przy okazji wykonywania nowych przyłączy prądu, pozbawiał sąsiadów energii elektrycznej. Obecnie Ladzińscy i Rochniak, chociaż za energię płacą, prądu w swoich mieszkaniach nie mają - taki stan rzeczy utrzymuje się już od połowy sierpnia.

- Siedzimy przy lampach naftowych, jak w dziewiętnastym wieku. Moja siedemnastoletnia córka, która chodzi do szkoły, wzrok sobie psuje - żali się Ladzińska. O nawet najdrobniejszych naprawach, takich jak choćby remont schodków przy wejściu do budynku, mogą jedynie pomarzyć. Józef K. nie zgadza się na nic.

Na początku bieżącego roku do przeprowadzenia kompleksowego remontu domu zobowiązał go powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Chociaż w piśmie podpisanym przez Juliana Radawca widnieje termin 31 lipca 2006 i szczegółowa lista prac, które należy wykonać, właściciel nie zrobił nic.

- W najbliższym czasie przeprowadzimy kolejną kontrolę budynku - zapowiada inspektor budowlany Andrzej Górka. Uprzedza jednak, że wyegzekwowanie remontu to trudna sprawa. - Może się przecież zdarzyć, że właściciel nie ma w danym momencie odpowiednich środków.

Miary nieszczęść mieszkańców domu przy Olsztyńskiej dopełnił pożar sadz z grudnia ubiegłego roku. W jego rezultacie stracili możliwość ogrzewania swoich mieszkań, ponieważ Józef K. nie tylko nie podjął się naprawy komina, ale zabronił sąsiadom korzystania z jakichkolwiek zastępczych źródeł ciepła.

- Prawie całą zimę przesiedzieliśmy w temperaturze kilku stopni. Państwo K. po pożarze na jakiś czas się wyprowadzili i nam radzili to samo, ale my w przeciwieństwie do nich nie mieliśmy dokąd - narzeka Alina Ladzińska.

SPRZEDANI JAK MURZYNI

Głównej przyczyny swoich udręk lokatorzy dopatrują w niezgodnej z prawem procedurze sprzedaży budynku. Ich zdaniem zarząd gminy postąpił niezgodnie z prawem, ogłaszając przetarg na sprzedaż, zamiast sprzedać mieszkania najemcom w drodze pierwokupu. Podobnego zdania jest burmistrz Pasymia Lucyna Kobylińska.

- Ci ludzie zostali sprzedani jak Murzyni. Pozbawiono ich możliwości wykupu zajmowanych mieszkań - twierdzi burmistrz. Udało nam się skontaktować z dwiema osobami, które w 1997 zasiadały w zarządzie gminy. Ówczesny wiceburmistrz Pasymia Wiesław Szubka nie chciał komentować sprawy.

- Nie pamiętam szczegółowych okoliczności i dlatego wolałbym się nie wypowiadać - uciął Szubka. Drugi członek zarządu, Bernard Mius przypomina sobie natomiast, że faktycznie, dom przy Olsztyńskiej został sprzedany w drodze przetargu.

- Byłem temu przeciwny, ale decyzje zapadają większością głosów. Stało się fatalnie - mówi.

Alina Ladzińska nie kryje rozgoryczenia.

- O niczym nas, mieszkańców, nie poinformowano. Dowiedzieliśmy się tylko, że jest przetarg i dom pójdzie w prywatne ręce. To wielka niesprawiedliwość - mówi.

ZIMA ZA PASEM

U progu zimy sytuacja Ladzińskich i Rochniaka przedstawia się dramatycznie: są pozbawieni prądu i ogrzewania. Mają jeszcze wodę, ale liczą się z możliwością jej odcięcia w każdej chwili.

- Boimy się już nawet wychodzić z domu, bo nie wiemy, czy K. pozwoli nam tu jeszcze wrócić - mówi Zdzisław Rochniak. Zdaniem lokatorów wszystkie złośliwości właściciela mają na celu pozbycie się ich z budynku i jego późniejszą sprzedaż.

- Tylko że niedługo nie będzie tutaj już czego sprzedawać - mówi z przekąsem Alina Ladzińska. Kilkakrotnie zwracali się do władz Pasymia z prośbą o przyznanie lokali zastępczych - bezskutecznie.

- Dopóki nie ma wyroku eksmitującego, o mieszkaniu socjalnym nie może być mowy. Lista oczekujących na takie lokale jest długa - twierdzi Lucyna Kobylińska i dodaje, że Ladzińskim i Rochniakowi pozostaje droga sądowa. Ci mają już na swoim koncie wygrany proces z Józefem K. Sąd uznał za bezprawne zawyżanie przez niego czynszu. W toku jest też sprawa o złośliwe wyłączanie prądu.

- Na ciągłe zakładanie spraw z powództwa cywilnego i opłacanie adwokatów nas nie stać. A żyjemy jak żyjemy - mówi pani Alina. Kobieta z niepokojem myśli o zbliżającej się zimie.

- Przestaję już rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Wiem tylko, że idzie zima, a ja nie mam prądu ani ogrzewania - bezradnie rozkłada ręce.

Z Józefem K., który pracuje w Olsztynie i spędza tam większość czasu, mimo usilnych prób nie udało nam się skontaktować.

Wojciech Kułakowski

2006.10.25